W poszukiwaniu szczęścia za granicą, czyli jak Rosjanin mieszka teraz w Niemczech?

Pin
Send
Share
Send

Dowiedzmy się od mojej stałej czytelniczki Darii Maksimowej, jak wygląda teraz życie w Niemczech i czy warto, aby Rosjanin przeprowadził się za granicę? Czy wszystko jest tak dobre, jak pokazują nas w filmach i magazynach? Daria zatytułowała swój artykuł „W poszukiwaniu szczęścia. Czy obce kraje nam pomogą?”

Jak wiecie, na cudzej patelni ziemniaki są smaczniejsze, a za granicą niebo jest bardziej niebieskie. Tak mi się też wydawało, dopóki nie przeniosłem się do Niemiec…

Na początku pojechałem do Europy tylko jako turysta. Chodziłem po utartych ścieżkach, podziwiałem krajobrazy i nawet nie myślałem o emigracji. Chociaż w Niemczech mieszkali bliscy krewni, którzy wyjechali wzdłuż „linii żydowskiej”, i ciągle wzywali moich rodziców i mnie na swoje miejsce: „Nie da się żyć w twojej szalonej Moskwie!”

Ale kochałem moje miasto z jego niespokojnym rytmem życia (prawdopodobnie dlatego, że sam byłem niespokojny), hałaśliwymi ulicami, ogłupiałymi ludźmi i samochodami; Kochałem swój zawód – pracowałem jako dziennikarz; Kochałem moich przyjaciół - z niektórymi przyjaźniłem się od przedszkola... Ale kiedyś moja mama zaskoczyła mnie wiadomością, że ona i jej ojciec myślą o przeprowadzce do Niemiec na pobyt stały: „Chcemy spokojnej starości i stabilności. A potem mamy tam krewnych. Powinniśmy być razem".

Czy powinieneś przeprowadzić się do zamieszkania za granicą?

Powiedzieć, że byłem w szoku, to nic nie mówić. Jak to się dzieje, że „muszą być razem”? I ja? Będziemy mieszkać w różnych krajach?! - Pojedziesz z nami. Nic cię tu nie zatrzymuje. - Wygląda na to, że mama już wszystko zdecydowała. - Wow! eksplodowałem. - Właściwie mam tu przyjaciół, pracę, ukochaną osobę! - Twój ukochany nigdy się z tobą nie ożeni - jest żonaty - warknęła mama. - Przyjaciele od dawna mają rodziny. I praca... Tam też coś znajdziesz.

Nie zasnąłem tej nocy. Może naprawdę napluć na wszystko i odejść? A co, jeśli tam będzie lepiej – zarówno w życiu codziennym (moi rodzice i ja byliśmy stłoczeni razem w maleńkim kawałku kopiejki), jak i zakochani? Mama powiedziała prawdę - nie mam przyszłości z moim mężczyzną. Nigdy nie opuści swojej rodziny. A ja sam na to nie pozwolę - ma dwoje dzieci. Wyjeżdżając, mogę wreszcie zakończyć nasz przedłużający się romans.

A rodzice w Niemczech będą lepsi: doskonałe lekarstwa, krewni, możliwość poznania świata (z ich żebraczymi emeryturami można było tylko pomarzyć, ale odmówili podróży z moimi pieniędzmi). Znam język niemiecki na co dzień, francuski i angielski - biegle. Nie zgubimy się! Przygotowanie dokumentów podróży zajęło dużo czasu. Ale po kilku miesiącach nadal dostaliśmy zielone światło i wylądowaliśmy w Niemczech.

Osiedlili się w cichym, prowincjonalnym miasteczku, w którym mieszkał wujek Borya, brat mojej matki. Zanurzyłem się na oślep w aranżację mieszkania. Dokładniej, mieszkania - moi rodzice i ja mieszkaliśmy na tej samej klatce schodowej: oni byli w mieszkaniu dwupokojowym, ja byłam w kawalerce. Warunki życia były więc doskonałe. Meble w dosłownym tego słowa znaczeniu sprowadzano z ulicy - Niemcy mieli w pewne dni tradycję wystawiania przy domu niepotrzebnych elementów wyposażenia wnętrz.

Więc „kupiliśmy towary”. Nawiasem mówiąc, wnętrze jest przyzwoite. Cóż, kocham moje nowe życie! Jednak do wielu rzeczy trudno było się przyzwyczaić. Na przykład nie powinieneś hałasować tutaj wieczorem. W przeciwnym razie sąsiedzi mogą wezwać policję. Dlatego wracając późno do domu, szedłem po schodach na palcach, rozmawiając półgłosem w domu (mieliśmy okropną słyszalność, a ja naturalnie miałem donośny głos).

Najważniejszy jest porządek Kolejną „zasadzką” było dla mnie sortowanie śmieci. Ja, przyzwyczajony do wrzucania wszystkiego na jedną kupę, nie mogłem się przyzwyczaić do tego, że śmieci trzeba było „poćwiartować”: do jednej torby trzeba było wrzucić foliowe wieczko, do drugiej papierową, do trzeciego plastikową butelkę. . A potem te torby trzeba było wrzucić do odpowiednich pojemników: odpady żywnościowe - na żywność, plastik - na plastik ...

Kilka razy byłem zdezorientowany, dopóki sąsiedzi nie zrobili mi uwagi: „Przez ciebie cały dom zostanie ukarany grzywną”. To wkurzyło mnie. - A jak chciałeś, kochanie? - zachichotał wujek Borya. - Jesteś w Niemczech. Ordnung muss sein - porządek przede wszystkim. Przyzwyczaisz się do tego. Nie jesteś pierwszy, nie jesteś ostatni. Ale po prostu nie mogłem przyzwyczaić się do „ordnung”. Ludzi takich jak ja prawdopodobnie trzeba wywieźć na stałe we wczesnym dzieciństwie, aby wszystkie te zasady były brane za pewnik.

Lub na emeryturze, gdy nie ma siły ani chęci rzucenia im wyzwania. Do tej pory nie było mi łatwo. Chociaż starałem się jak najlepiej dopasować do tego życia i stać się moim własnym. Ale wkrótce problemy z adaptacją wydały mi się dziecinne - u taty zdiagnozowano raka. - Jest doskonałe lekarstwo! - zachęcał nas wujek. - Nie tak jak w Rosji. Lek naprawdę okazał się doskonały.

Dobrzy lekarze i pielęgniarki, na oddziale są wszystkie warunki: toaleta, prysznic, telewizor, mnóstwo inteligentnego sprzętu, który przez całą dobę monitorował stan ojca. To po prostu nie pomogło - sześć miesięcy po operacji zmarł mój tata. To była dla mnie straszna tragedia. Tata chronił mnie przez całe życie, jak mały. Nawet po trzydziestce. Kilka miesięcy przed jego śmiercią, przyjechałam z Holandii (w weekend pojechałam zaczerpnąć powietrza) i zastałam mojego tatę w moim mieszkaniu: „Masz tu zwisające drzwi na szafce kuchennej, postanowiłem to naprawić”.

Ale miał już trudności z chodzeniem ... Kiedy naprawiał, jadłem lody i korespondowałem z kimś w sieciach społecznościowych. Idioto, byłoby lepiej, gdyby położyła ojca do łóżka... Poczucie winy mnie nie opuszczało. Dlaczego wcześniej nie zorientowałem się, że coś jest nie tak z moim tatą? Dlaczego nie zabrałem cię do lekarza? Może teraz by żył... Mama była jeszcze twardsza ode mnie. Codziennie chodziła do ojca na cmentarz, pozostając tam do wieczora.

Bardzo mnie to zmartwiło – widziałem, że jest w strasznej depresji, ale nie mogłem być z nią cały czas: zaproponowano mi pracę w lokalnej gazecie dla emigrantów. Oczywiście w porównaniu z tym, co robiłem w Moskwie, był to poziom gazety ściennej, ale nie było z czego wybierać. Chociaż mówiłem po niemiecku, to co innego komunikować się w aptece czy sklepie, a co innego pisać notatki. Nowa praca nie przyniosła mi ani radości, ani satysfakcji.

Samotność i pustka

Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że moja przeprowadzka stała się ciągłym downshiftingiem: mieszkałem w metropolii, teraz mieszkałem w malutkim miasteczku, miałem ciekawą pracę, teraz nie wiadomo co, komunikowałem się z najmądrzejszymi osób, teraz rozmawiam z emigrantami o sezonowych i pozasezonowych wyprzedażach. Z samotności i beznadziei chciałem wyć. Ale nie było z kim płakać.

Nie miałem tu przyjaciół - tylko znajomych. Były oczywiście dziewczyny z Moskwy, ale na Skype nie będziesz płakać, prawda? A jak mogą mi pomóc? - Musisz wyjść za mąż - tymi słowami moja mama spotkała mnie kiedyś z pracy. - Jesteś całkowicie kwaśny. Ciocia Bella poleciła wspaniałego młodzieńca. Michaił, 35 lat, informatyk, nie żonaty. Od inteligentnej rodziny.

Szukam dziewczyny do poważnego związku. - Jesteś jak prawdziwy swat... - uśmiechnąłem się. - Nie przeszkadzać. - Oczy mamy stały się kłujące i wściekłe. - Jutro o szóstej przyjdzie do nas. Idź kochanie do fryzjera, zrób sobie przyzwoitą fryzurę. Mama mówiła w ten sposób, jakby wydawała rozkazy. Strasznie mnie to denerwowało.

Ale teraz nie zacząłem rozwiązywać rzeczy - najciekawsze stało się spojrzenie na tego Michaiła. Prawdopodobnie łysy, gruby i ograniczony, bo nie może znaleźć dziewczyny. Okazało się - intelektualnie i schludnie. I na zewnątrz wow. Mieszka w Niemczech od dzieciństwa. Zna pięć języków. Zaczęliśmy się spotykać, chociaż wewnętrznie czułem, że nie jestem moim mężczyzną. Kiedyś przywiózł mnie do swojego domu, więc nie tylko tam chodzę - bałam się oddychać.

Nie tylko czystość - sterylność. Ani drobinki kurzu, ani drobinki, każdy dokument na stole jest w osobnej teczce, teczki - przy szufladach, szufladach - przy półkach... Gdyby zajrzał do mojej torby, wystarczyłby jego cios. Nasz związek zakończył się wraz z pierwszą płcią.Dokładniej, nigdy nie doszło do seksu. Po gorących pocałunkach rzucił się… aby ostrożnie powiesić swoje rzeczy na krześle: „Czekaj, będę szybki!” Ale nie czekałem - wyszedłem: ten „ordnung” nie jest dla mnie.

Witam, ojczyzno Ogólnie rzecz biorąc, po spędzeniu kolejnych sześciu miesięcy nadal wróciłem do Moskwy. Ale mama nie poszła: „Jestem od ojca – nigdzie”. A co dwa miesiące latamy do siebie. Nie, Niemcy to najpiękniejszy kraj, ale wyraźnie „nie dogadywaliśmy się w charakterze”. Znowu pracuję dla mojej ulubionej gazety. I znowu jestem bestią od sąsiadów wiercących ściany w niedziele. I znowu gniewam się na czysto rosyjską nieostrożność. I tak, nie spotkałem swojego jedynego... Jeszcze nie. Ale z drugiej strony wiem na pewno – za granicą trawa nie jest bardziej zielona. Przynajmniej dla mnie.

Dla lepszego życia

Sondaż na portalu Career.ru wykazał, że 48% potencjalnych emigrantów uważa Europę za miejsce stałego zamieszkania. 7% marzy o osiedleniu się w Niemczech, 5% - w Anglii, 4% - w Hiszpanii. Ale większość nie dba o to, gdzie - po prostu nie mieszka w Rosji. Co drugi młody specjalista planuje znaleźć pracę za granicą w swojej specjalności, 30% jest gotowych pracować jak każdy. Głównym powodem jest wysoki standard życia za granicą (ma to znaczenie dla 63% badanych). 38% uważa, że ​​tam łatwiej znaleźć pracę, 14% chce żyć w innym klimacie.

Komentarz specjalisty

Svetlana Ievleva, psycholog

W większości przypadków za chęcią „wyjazdu” kryje się poczucie urazy, podobnej do urazy wobec rodziców. Człowiek widzi istotę problemów w tym, że nie otrzymał tego, na co zasługuje, nie zapewnił odpowiedniej postawy, warunków i jest pewien, że otrzyma to gdzie indziej. Kiedy niechęć przeradza się w chęć udowodnienia, że ​​„mogę to zrobić”, stres związany z przeprowadzką jest łatwy do opanowania i często faktycznie przyczynia się do sukcesu zawodowego i osobistego.

Gdyby były tylko urazy i niezadowolenie, pozostaną - zostaną dodane tylko powody („Nie akceptują mnie”, „Nie ma uczciwej postawy”). I oczywiście sukces jest mało prawdopodobny, jeśli motyw odejścia nie jest wewnętrzny, ale zewnętrzny - prośby o odejście, jak mówią, dla firmy, sugestia, że ​​tak będzie lepiej. Rzeczywiście, wraz ze zrozumieniem problemów i przekonaniem, że „tam nie ma czegoś takiego”, człowiek ma silne przywiązanie do swojego domu, innych, otaczającej atmosfery.

Gdziekolwiek się ruszy, będzie to jak przesadzanie północnej rośliny na tropikalną glebę. Jest ciepło, dużo słońca, ale działa to szkodliwie. Ważne jest, aby realistycznie przedstawić nowe warunki, znać nie tylko zalety, ale i wady. Jeśli wszystko opiera się tylko na marzeniach, to rzeczywistość może bardzo szybko zawieść. W ten sam sposób warto realistycznie wyobrazić sobie rozwój wydarzeń w najbliższej przyszłości.

A jeśli sprawy nie pójdą zgodnie z planem? Jeśli nie możesz pracować tam, gdzie chcesz? Jeśli ta lub ta umowa nie zostanie potwierdzona? Im więcej odpowiedzi na takie „a co jeśli?”, tym mniejsze prawdopodobieństwo dodatkowego stresu. Tak właśnie jest, gdy optymizm powinien mieć motto „Myśl najlepiej, ale przygotuj się na najgorsze”. Samą adaptację i związane z nią trudności należy również przewidzieć – wtedy obniżenie nastroju, poczucie straty (często zdarza się to nawet wśród tych, którzy z radością opuścili ojczyznę) nie przestraszą.

I oczywiście trzeba być bardzo przyjaznym dla nowego środowiska, chętnie adoptować osobliwości kultury i tradycji. Mentalność może nigdy nie stanie się oswojona i do końca zrozumiała – do tego trzeba dorastać i dojrzewać w tym środowisku, sposób myślenia kształtuje się od dzieciństwa, ale mimo wszystko trzeba go przyjąć z zadowoleniem. Aby nie być obcym wśród swoich.

19% Rosjan chce wyjechać za granicę. Najczęściej chęć emigracji wyrażają studenci (45%) i młodzież (37%).

93% starszych Rosjan nie wyjedzie z Rosji, podobnie jak 81% mieszkańców wsi.

Pin
Send
Share
Send