Miejsce, o którym nie można mówić - język nie jest do tego zdolny.
Turyści przyjeżdżają tu od czasu do czasu: przez bezwładność klikają aparat, jęczą i sapią, spacerują razem po plaży, trzymając się za ręce i wychodzą. Na szczęście odchodzą i wszystko znów się układa: tylko pusta plaża, czerwone skały, majestatyczne łuki, szum fal.
Będąc tutaj rozumiesz (a raczej czujesz) - taki był świat w momencie jego powstania: jaskrawoczerwone skały, turkusowy ocean i biała piana potężnych fal.
Tu jest spokojnie. Bycie tutaj jest jak powrót do domu. To tak, jakby wreszcie uwolnić się od zgiełku naszego lepkiego życia.
Absolutna przewaga. Miejsce, w którym wszystko się kończy, a czas przestaje być pojęciem, które coś znaczy – tutaj nie da się go odczuć.
Łuki nie są nawet najważniejsze w Legzirze. To tylko jego część składowa, element nieodłączny od całości - od Leghzira jako kompletnego i samowystarczalnego wszechświata. Być może działają tu te same prawa fizyki, ale ten świat żyje własnym życiem i według własnych niezrozumiałych reguł. Oto inny wszechświat. Cóż, a przynajmniej inną planetę.
Miejsce, o którym nie można mówić - język nie jest do tego zdolny. O tym miejscu nawet nie można pomyśleć - na ogół pochodzi z innej warstwy rzeczywistości.
Powietrze składa się z miliarda kropel słonej wody. Chłodny, świeży i cichy. Legzira to marzenie. Sama przestrzeń uszyta jest z materii snów.
A może wręcz przeciwnie, jest to przebudzenie?